Kraków Piastów, Kraków
Jagiellonów, Kraków – stolica kultury i nauki polskiej, Rynek, Wawel, dzwon
Zygmunta. Tak, z takim Krakowem nietrudno spotkać się w przewodnikach, podręcznikach, na
pocztówkach i w dziecięcych czytankach. Ale nie dajmy się zmylić. To
wielowiekowe miasto, oprócz swojego dostojnego i poważnego oblicza, ma jeszcze
drugie, mniej konwencjonalne i na pewno mniej znane. W Krakowie miały miejsce
niewiarygodne wydarzenia, które mogłyby posłużyć za scenariusz do niejednego
filmu sensacyjnego...
1.
Zacznijmy od nobliwej
królowej Jadwigi, tak zasłużonej dla Polski łączniczki między linią Piastów i
Jagiellonów. Cóż o niej wiemy? Żona Jagiełły, wybawicielka zapadłego finansowo
uniwersytetu, jedyna kobieta – król zasiadająca na tronie Polski (nazywana
potocznie „królową” Jadwiga koronowana była przecież na króla!). To wszystko
niewątpliwie prawda. Ale przyjrzyjmy się jednemu „epizodowi” z jej życia.
Oto młodziutkiej, dwunasto –
trzynastoletniej Jadwisi, zaręczonej z niewiele starszym księciem Wilhelmem
Habsburgiem, w którym ponoć była nawet zakochana, kazano w roku 1386 wyjść za prawie czterdziestoletniego barbarzyńcę
wprost z litewskich borów. Aż dziw bierze, że biedne dziewczę nie oponowało i
bez szemrania się na to zgodziło. Czy jednak aby na pewno? Dobro państwa,
dobrem państwa, ale żeby sobie od razu życie całe marnować właściwie u progu życia? Nie , na to Jadwiga
bez walki pozwolić sobie nie mogła. Zaplanowała więc cichą ucieczkę z
Wawelskiego Wzgórza, której celem były ramiona ukochanego Wilhelma. Niestety ktoś wykrył całą tajemnicę i na
drodze Jadwigi stanęła królewska straż. Rezolutna władczyni kierująca się
sercem, nie rozwagą, wyrwała jednemu ze strażników topór i mocno trzymając go w swojej dziewczęcej
dłoni, zaczęła rąbać nim zamkniętą bramę.
Jak się możemy domyślić nie
udało się jej – w podręcznikach historii nie ma wzmianki o polskim królu
Wilhelmie, natomiast dużo miejsca autorzy poświęcają niejakiemu Jagielle. Czy to
wszystko wydarzyło się naprawdę? Jak najbardziej. Niedowiarków informujemy, że
osobliwe zachowanie Jadwigi było jedną z przyczyn, dla których jej proces
beatyfikacyjny i kanonizacyjny
trwał tak długo.
2.
Aby poznać inną niezwykłą
historię rodem z Krakowa, nie musimy opuszczać Wawelu, natomiast musimy się
trochę przenieść w czasie. Rok 1595 nie był rokiem zbyt szczęśliwym dla
Wawelskiego Wzgórza, które częściowo zniszczone zostało wtedy przez pożar. Cały dwór, na czele z królem
Zygmuntem III Wazą musiał poszukać sobie innego mieszkania, które znalazł
ostateczne w Warszawie. Królowi tak się tam spodobało, że w roku 1609 ta nowa
siedziba oficjalnie stała się stolicą Polski (niektórzy Warszawiacy twierdzą,
że to było w roku 1604, bo chcą wcześniej obchodzić wszystkie okrągłe
rocznice). No tak, zmiana duża, ale czy aż tak niezwykła? Pożary to niezbyt
radosne wydarzenia, niemniej jednak czasami się zdarzają, co więcej – czasami
zdarzają się na zamkach królewskich. A stolicę też się niekiedy przenosi, co
wiemy z historii innych państw. Co jest więc w tym wszystkim takiego
niesamowitego?
Otóż w tej historii nie
chodzi bynajmniej o oficjalną, powszechnie znaną wersję wydarzeń, ale o mniej
rozpowszechnione szczegóły, które nauczyciele historii zazwyczaj pomijają na
swoich lekcjach. Pożar bowiem nie wybuchł samoistnie. Ktoś się do tego
przyczynił. Kto? Król Zygmunt III Waza. Oczywiście nie zrobił tego umyślnie,
ale – powiedzmy – przez przypadek.
Tak się składa, że nasz
możnowładca, był co prawda z zawodu królem, ale z powołania alchemikiem –
amatorem. I to jak się okazało średnio uzdolnionym i mało rozważnym. Jego
pracownia alchemiczna znajdowała się w wieży dzisiaj znanej nam jako po prostu
„Wieża Zygmunta III” (zaraz obok Kurzej Stopki). Właściwie nie wiadomo do końca
jakie składniki wymieszał ze sobą tego feralnego dnia król, możemy jedynie snuć
insynuacje, że na przykład nie znał wierszyka do dzisiaj nauczanego na lekcjach
chemii i wlał wodę do kwasu albo eksperymentował z substancjami w stanie lotnym
i otworzył okno... W każdym razie wiemy, że złota z ołowiu nie zrobił, a my
mamy stolicę w Warszawie.
3.
Trochę innego rodzaju jest
historia związana z Cmentarzem Rakowickim. Nie , nie będziemy snuć tu opowieści
o duchach i upiorach, ale wrażliwszym czytelnikom też mogą ciarki przejść po
plecach. Przenieśmy się teraz do Krakowa międzywojennego. Miasto od dawna
korzysta już z kanalizacji i prądu, niektóre dzielnice są co prawda trochę „do
tyłu” jeśli chodzi o postęp urbanistyczny, ale na tle ówczesnych miast Polski
Kraków jest niewątpliwie miastem łączącym historię z nowoczesnością i stawia na
przyszłość (powstają nowe osiedla, planuje się przebudowę Woli Justowskiej na
futurystyczne miasto – ogród, itp.). Czy
w centrum takiej metropolii, jak Kraków, jest miejsce na czary i magię? Okazuje
się, że tak.
W roku 1934 przy renowacji
jednego z nagrobków pracownicy Cmentarza Rakowickiego wykopali małą trumienkę,
w której znajdowała się woskowa figurka kobiety poprzekłuwana szpilkami w
newralgicznych miejscach ciała i z małym drewnianym kołkiem wbitym w miejsce
serca. Kraków zaczął huczeć od plotek i domysłów, a gazety rozpisywały się o
tajemniczym znalezisku.
W tym momencie pragniemy
poinformować wszystkich niewtajemniczonych, że magia dzieli się na homeopatyczną
i kontaktową (podział według Jamesa Frazera). Homeopatyczna zakłada, że podobne
działania wywołują podobne skutki, a wizerunek danego obiektu jest tożsamy z
samym obiektem… Czyli jeżeli wykonamy kukiełkę nielubianej znajomej i będziemy
się z tą laleczką obchodzić niezbyt uprzejmie, naszą nieszczęsną znajomą także
spotkają przykre rzeczy. Znalezisko na cmentarzu jest więc przykładem magii
homeopatycznej.
Co jednak chciano poprzez
takie działanie osiągnąć? Woskową laleczkę zakopano na grobie lotnika, który
zginął w tajemniczym, niewyjaśnionym do końca wypadku samolotu w 1922 roku. Kobieta, którą przedstawiała
kukiełka miała więc w zamyśle „mordercy” także stracić życie w jakichś
niewyjaśnionych okolicznościach. Nie znamy tożsamości tej nieszczęśniczki, więc
nie wiemy czy czary zadziałały. A jedyna, która wie coś więcej, czyli owa
woskowa laleczka, zbiera kurze w magazynie Działu Obrzędów Muzeum
Etnograficznego na pl. Wolnica w Krakowie i - jak to się mówi – tajemnicę
zabrała ze sobą do trumny.